Część pierwsza. Druga pojawi się za jakiś czas. Błędy pewnie się jakieś pojawią, tak więc piszcie o nich w komentarzach.
Zdawałam sobie już sprawę z tego, że nie pokonam go siłowo. Ale nie byłam przekonana co do jego słów, że moim ojcem jest Lucyfer. Przecież to upadły anioł, diabeł i zło wcielone. Nie mogłam być córką, tego, który tak nienawidził rodzaju ludzkiego. Azazel dał mi czas na przemyślenie całej sprawy, jednakże zastrzegł bym nie mówiła o niczym mamie. "I co, mam ją okłamywać i bajerować, by pozwalała mi wychodzić wieczorami? Czy znikać na cały dzień?" - pomyślałam w duchu, na co on tylko przechylił głowę i uśmiechnął się ironicznie.
***
Zdawałam sobie już sprawę z tego, że nie pokonam go siłowo. Ale nie byłam przekonana co do jego słów, że moim ojcem jest Lucyfer. Przecież to upadły anioł, diabeł i zło wcielone. Nie mogłam być córką, tego, który tak nienawidził rodzaju ludzkiego. Azazel dał mi czas na przemyślenie całej sprawy, jednakże zastrzegł bym nie mówiła o niczym mamie. "I co, mam ją okłamywać i bajerować, by pozwalała mi wychodzić wieczorami? Czy znikać na cały dzień?" - pomyślałam w duchu, na co on tylko przechylił głowę i uśmiechnął się ironicznie.
- Pan Czarnych Sal nie jest tym, za kogo ludzie go
uważają - rzekł, przeszywając mnie wzrokiem. - Nie jestem z tego
zadowolony, że tobie takie rzeczy wpojono, dlatego też nie będziesz
o niczym mówiła swojej rodzicielce. Dopóki się nie przekonasz o
prawdzie, masz milczeć. Teraz jednak muszę cię opuścić. Spotkamy
się w parku za tydzień. Radzę przyjść, bowiem mogę cię łatwo
znaleźć i zabiorę nawet jeśli nie będziesz się na to zgadzać.
- Dodał i po chwili już go nie było. Stałam tak jeszcze przez
chwilę osłupiała i zdezorientowana. "Jak to możliwe, że
rozpłynął się w powietrzu?" - myślałam intensywnie,
kierując swe kroki do domu. Weszłam do środka, w korytarzu panował
półmrok. Jedynym źródłem światła była kuchnia. Weszłam do
niej i zastałam mamę, robiącą coś na kolację. Odwróciła się
i przez moment stałyśmy tak, mierząc się spojrzeniami.
- Gdzie byłaś? - spytała napiętym głosem.
- Wracałam przez park, dlatego mi tak trochę dłużej
zeszło - odpowiedziałam, mając cichutką nadzieję, że nie będzie
drążyła tego tematu.
- Mówiłam ci, że masz unikać takich miejsc jak
ten park. Nawet nie wiadomo kto może się tam zaczaić i zrobić ci
krzywdę - szepnęła z wyrzutem. - Czy ty już nie możesz na prawdę
mnie choć raz posłuchać i wrócić o normalnej porze, autobusem.
Raptem od przystanku idziesz niecałe dziesięć minut. Daj sobie
spokój z wypadami z Cat. Ona ma na ciebie zły wpływ - dodała,
podając mi ciepłe tosty z szynką i pomidorami, sok pomarańczowy i
czekoladowe babeczki. - Jedz.
- Mamo, to dzięki Cat przynajmniej teraz umiem się
trochę bronić i żaden bandyta nic mi nie zrobi. Nie musisz tak się
martwić. A poza tym ona zachowuje się w stosunku do mnie normalnie.
Nie wyzywa od dziwaków i odludków, jak to robią inni w klasie. -
Odrzekłam, biorąc tylko jedną kanapkę, na resztę straciłam
ochotę. Nie chciałam żyć pod kloszem strachu jaki mama zaczęła
tworzyć wokół nas. Siedząc w pokoju zaczęłam rozmyślać o
propozycji anioła i po chwili wiedziałam, jaką dam odpowiedź.
„Mama za bardzo się zamartwia, kiedy późno wracam do domu.
Muszę więc jej udowodnić, że z żadnej strony nic mi nie grozi.
Stanę się postrachem dla mych wrogów“ - pomyślałam i
przytulając się do poduszki, zasnęłam.
Śniłam, że leżę na łóżku pod kołdrą, ale
czułam przenikające przez nią zimno. Wychylając się spod niej
zauważyłam, że przy oddychaniu tworzy się para. Szczęknęłam
zębami i postanowiłam sprawdzić, co to wszystko oznacza. Wstając
z łóżka, zaszczękałam zębami ponownie i szybko założyłam
grube skarpetki. Wyszłam z pokoju i ruszyłam na dół. Chciałam
włączyć światło, ale jak na złość, wszystkie włączniki nie
działały.
- Mamo? - zawołałam, lecz nie usłyszałam
odzewu. Ta przejmująca cisza zaczęła mnie trochę przerażać.
Pospiesznie otworzyłam drzwi do jej pokoju, lecz tam jej nie było.
- Mamo! - ponowiłam wołanie, lecz nadal nie otrzymałam odpowiedzi.
Zaczęłam poszukiwania w każdym pomieszczeniu w domu, a niepokój
przerodził się w strach. Bałam się o nią, ale miałam jeszcze
cichutką nadzieję, że zaraz wyjdzie naprzeciw mnie z uśmiechem na
twarzy. Nic takiego się nie stało. W końcu wchodząc do kuchni,
poczułam jak skarpetki nasiąkają mi czymś mokrym. Odruchowo
sięgnęłam dłonią po włącznik światła i tym razem zadziałał,
ukazując mi makabryczny widok. Na podłodze za stołem, leżały
nogi w rosnącej kałuży krwi. - NIE! - wrzasnęłam i ślizgając
się na posoce podbiegłam do ciała. Wrzeszczałam na całe gardło.
Chwilę potem poczułam
szarpnięcia ramion i cichy szept przy uchu.
- C-co się stało? - spytałam, nieco zachrypniętym
głosem.
- Evy, strasznie krzyczałaś i szarpałaś się na
łóżku. Nie mogłam cię dobudzić – wyjaśniła mama, ciągle
mnie tuląc do swej piersi i całując w czubek głowy.
- Och, to … to było … straszne – załkałam.
- Już dobrze. Jestem tu – szeptała, kołysając
mnie uspokajająco. - Nic ci nie grozi – dodała, wzmacniając
uścisk. - Możesz już zasnąć? Czy jeszcze posiedzieć tu?
- Zostań – mruknęłam, czując po chwili, jak
powieki same mi się zamykają.
Rankiem nie pamiętałam koszmaru, lecz kiedy
wchodziłam do kuchni, moje serce przyspieszyło swój rytm a dłonie
zaczęły mi się pocić. Spojrzałam na podłogę i miejsce za
stołem. Nic tam nie leżało, więc kamień spadł mi z serca. „Im
szybciej rozpocznę trening, tym lepiej dla nas” - pomyślałam
natychmiastowo. Usiadłam na krześle i zapatrzyłam się przez okno.
Nawet nie zauważyłam kiedy mama weszła do pomieszczenia i coś
mówiąc zaczęła przygotowywać mi śniadanie.
- Evy, zapomnij o tym śnie, jeśli jeszcze go
pamiętasz – nakazała, machając mi przed nosem dłonią.
- Och, mamo, nie zauważyłam jak wchodzisz –
mruknęłam, uśmiechając się lekko. - Odpłynęłam myślami …
nieco – dodałam.
- Po prostu najlepiej jak
zapomnisz – rzekła, wracając do wczorajszego zdarzenia. Nie wiem,
czy mówiłam przez sen, czy co, ale była tym bardzo poruszona, więc
postanowiłam milczeć, próbując zmienić nieco temat.
- Dziś chyba wrócę
trochę później. Chciałam razem z Cat … – żachnęłam,
wstając po chwili i kierując swe kroki w stronę schodów.
- Słucham? - zapytała –
Nie zgadzam się – warknęła, nie dając mi dokończyć, tego, co
chciałam jej przekazać.
- Nie możesz mi zakazywać
się z nią widzieć – syknęłam. - Nie jestem już małą
dziewczynką, która potrzebuje ciągłej opieki. Czemu chcesz mnie
trzymać w klatce?
- Nie będziesz się z nią przyjaźnić – rzekła
twardo. - Już to przerabiałyśmy, pamiętasz? Nie pozwalam, ona nie
prowadzi się dobrze. Widziałaś jak się zaczęła ubierać? Jak
jakaś …
- Nawet nie waż się jej obrażać! - krzyknęłam i
nagle coś trzasnęło. Spojrzałam na blat stołu, po którym
rozlewała się już herbata z rozbitej szklanki. Nikt jej nie
dotykał, tak po prostu roztrzaskała się pod wpływem mego gniewu.
- Nie będziesz mi mówiła, co mam robić i gdzie chodzić –
dodałam, odchodząc. Trzasnęłam drzwiami do mego pokoju i rzuciłam
się na łóżko. Zastanawiałam się, dlaczego ona mi to robi. Raz
pokazuje, że jej na mnie zależy a drugi raz, że mam się jej
bezgranicznie słuchać. A przecież Cat nie jest jakąś lalunią
spod latarni. Wyjawiła mi swój sekret, który tak jak ja stara się
ukrywać przed ludźmi. Ona urodziła się jako ktoś po części
inny a jej mama w ogóle nie robi jej żadnych wyrzutów pod tym
względem, ani nie zabrania robić tego czym się obie zajmujemy.
Moja mama też się o mnie troszczy, lecz czasem mam przeczucie,
jakbym była dla niej ciężarem. A może mi się tylko tak zdaje.
Czas pokarze. Teraz muszę się przygotować na spotkania z aniołem.
Z pewnością treningi z nim nie będą lekkie, lecz będę się
starała.
Następnego dnia rankiem zeszłam do kuchni w
paskudnym nastroju. Mama robiła śniadanie w ciszy, której
postanowiłam nie przerywać. Atmosfera stężała, kiedy na mnie
spojrzała, lecz nadal nie odzywała się do mnie. Postawiła talerz
z kanapkami na stole i dzbanek świeżo wyciśniętego soku
pomarańczowego i tak po prostu wyszła.
- Co to miało znaczyć? - wybuchłam w pewnym
momencie. - Będziesz mnie ignorować, bo wczoraj ci się
postawiłam?! - zakrzyknęłam.
- Młoda, nie masz prawa takim tonem się do mnie
odzywać – warknęła, stając w drzwiach do pomieszczenia. -
Trochę szacunku mi się należy. I tak, jestem zła po wczorajszym
zajściu i za karę masz szlaban na wszelkie wyjścia do końca tego
miesiąca – dodała, na co ja tylko prychnęłam.
- A jak chcesz mi utrudnić
wyjścia? Zamkniesz mnie na strychu? - syknęłam, odrzucając
kanapkę na talerz i opierając się na krześle, zaczęłam się
wpatrywać w nią ironicznie przy tym się uśmiechając. Byłam
coeraz bardziej zdenerwowana nagłą zmianą jej taktyki. Większa
kontrola, zakazy nie wchodziły w grę.
- A żebyś wiedziała, że
cię zamknę w twoim pokoju. Nieobecność w szkole usprawiedliwię
osobiście – prychnęła jak rozjuszona kotka. To dolało oliwy do
ognia.
- A rób sobie co chcesz,
nie zatrzymasz mnie. Nie masz takiej siły jak ja – wściekłam się
i szybko wstałam, przewracając przy tym krzesło. Nagle w kuchni
zaczęło się robić coraz mroczniej, jakby ze mnie uchodziła mgła,
lecz ona nie była biało mleczna, tylko czarna, nieprzenikniona i
mroczna. Z początku zalała mnie fala gorąca i podniecenia tym
faktem, lecz potem nieco się wystraszyłam, spoglądając na białą
jak kreda twarz matki. Stała nieruchomo, jakby skamieniała ze
strachu. Sama zamarłam, widząc odbicie w zegarze. Moje oczy były
czarne z ognistymi źrenicami, rysy oblicza się wyostrzyły, ale
dłonie. Zamiast normalnych paznokci miałam długie i bardzo ostre
czarne pazury, na przedramionach rysowały się dwa tatuaże, jeden
ognisty, drugi blado niebieski a moja skóra już nie była kremowa,
tylko stała się nieco szarawa. Stałam tak i nic nie robiłam.
Czekałam na jej ruch, jednak jej jedyną reakcją było szerokie
otwarcie ust, jakby krzyczała bezgłośnie. W końcu zmusiłam swe
nogi do wysiłku i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam się od wewnątrz
i rzuciłam na łóżko. Zaczęłam płakać w poduszkę. Po chwili
stwierdziłam, że nawet łzy mam nienormalne. Zamiast płynu,
skraplały się i tworzyły malutkie czarne kryształki. „Co się
ze mną dzieje? Zmieniam się w potwora?” - krzyczałam
płaczliwym głosem w myślach. „Ja nie chcę.” A
najgorsze było to, że Azazel o niczym mi nie wspomniał. Że pod
wpływem wielkiego gniewu mogę się zmienić w coś. Nikt mi nie
mógł pomóc. Nawet Cat, bo kilkanaście dni temu wyjechała z
wampirem, z którym zgodziła się współpracować. Nie spodobało
mi się to, kiedy mi o tym powiedziała przez telefon. Ale cóż
mogłam wtedy zrobić. Nic, poza zaakceptowaniem jej wyboru. Tak więc
od tamtego czasu jestem naprawdę sama, mimo że miałam jeszcze
mamę. Lecz teraz jak mnie zobaczyła, to pewnie myśli o mnie jak
najgorzej. Że jestem monstrum i mogę jej zrobić krzywdę.
Wstałam
z łóżka, po dłuższym czasie wypłakiwania swych smutków i żalów
w poduszkę, i usiadłam na parapecie. Spojrzałam na słońce, które
zaczynało mocniej przygrzewać, ludzie lubią taką pogodę, są
radośni i pogodni duchem. Ja zaczynałam mieć dość tego
wszystkiego. Zerwałam się z miejsca i usłyszałam ciche pukanie do
drzwi, potem zauważyłam ruch naciskanej klamki. Nie ustąpiły i
ponowiono pukanie. Nie otworzyłam, bo niby jak mogłam jej teraz
spojrzeć w twarz. Nie miałam najmniejszej siły ani ochoty na
konfrontację z nią. Cicho podeszłam do okna i mając plecak
przewieszony przez ramię, wyszłam na zewnątrz, stamtąd przeszłam
po drabince na pnące róże, na trawniczek i znalazłam się w
ogródku. Postanowiłam dać sobie spokój z użalaniem się i wziąć
się w garść. Od teraz moje myśli były skupione na zapowiadanym
treningu. Mijając okoliczne domki, pozdrawiałam czasem ich
właścicieli, którzy delektowali się piękną pogodą, weszłam do
parku. Tam odetchnęłam pełną piersią. „Muszę być twarda,
bo jak zmięknę to mnie inni zaduszą” - myślałam, chcąc
dodać sobie otuchy, gdy opuszczałam bez słowa mój dom. Będąc
przed fontanną w parku, usiadłam na jej brzegu i zanurzyłam dłoń
w zimnej, falującej wodzie. Zamyśliłam się nas swoim położeniem.
Może to i głupie z mojej strony, że uciekłam z domu bez słowa
wyjaśnienia, ale pewnie tak musiało być. Siedząc tak, poczułam
wibracje telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i odłożyłam go.
Długo wibrował w kieszeni, lecz gdy przestał, wykręciłam numer
do Cat. Umówiłyśmy się na spotkanie. Miałam tylko na nią
zaczekać.
-
Hej, Evy! - zakrzyknęła dwadzieścia minut później, podbiegając
do mnie i uściskując na przywitanie. - Co się stało? Przez
telefon miałaś dziwny głos. Opowiadaj – rzekła, przysiadając
obok mnie.
-
Pokłóciłam się z mamą i wyszłam bez słowa z domu. Dzwoniła
nie dawno, ale nie odbierałam. Nie chcę z nią na razie rozmawiać.
-
Hm, to jeszcze nie koniec świata. Ja też nieraz kłócę się z
moją matką. Ale powiedz mi więcej. Czemu nie chcesz z nią
rozmawiać? Coś musiało się stać?
-
Nic, a może i tak. Zobaczyła jak wyglądam naprawdę. Sama
przeraziłam się swego wyglądu. Miała taki wyraz twarzy, jakby się
mnie brzydziła i straszliwie obawiała – jęknęłam, chowając
twarz w dłoniach. Cat położyła dłoń na plecach i poklepała
mnie.
-
Nie martw się. Ona na pewno się teraz o ciebie martwi. Jeśli
chcesz, to zamieszkaj u nas, wieczorem moja mama zadzwoni do twojej i
wszystko wyjaśni.
-
Ona zabrania mi kategorycznie się z tobą widywać – powiedziałam
przez łzy. - Więc nie wiem, czy to dobry pomysł. Albo ja napiszę
jej sms. Tak będzie chyba najlepiej.
-
Chodź, poznasz moją rodzinkę – klasnęła w dłonie i zerwała
się z miejsca, wzięła pod ramię i poprowadziła do swojej czerwonej półciężarówki i pojechałyśmy do jej domu.
W ciszy podczas jazdy rozmyślałam, jak teraz będą wyglądały moje relacje z mamą. Miałam nadzieję, że nie pogorszą się i nie będzie się mnie obawiała. Nie chciałabym tego. Lecz nie powiedziałam jej, że już raz się przemieniałam, tyle że nikt tego nie widział oraz szybko powróciłam do mej ludzkiej postaci. A teraz? Widząc przerażenie w jej twarzy i oczach, zabolało mnie to, że jakby się nie spodziewała, że może do tego dojść. A może nie chciała do siebie dopuścić takich myśli. Wolałam teraz nie pokazywać jej się na oczy i dać ochłonąć. "Następnego dnia zadzwonię do niej i postaram się wszystko wyjaśnić" - pomyślałam.
Po pół godziny jazdy zajechałyśmy na podwórze niewielkiej farmy. Usłyszałam ujadającego psa, który tylko wychylał się ze swej budy. Na ganku pojawiła się średniego wzrostu, szczupła kobieta o smukłej twarzy, ciemno kasztanowych włosach i zielonych oczach. Na sobie miała długą brązową spódnicę, jaśniejszą bluzkę i sweterek. Patrząc na nas uśmiechnęła się promiennie i czekała.
Wow świetny rozdział. Biedna Evy, mam nadzieje że się pogodzi z matką i wróci do niej. Życzę jej powodzenia w treningach z "Aniołkiem" ;)
OdpowiedzUsuńWeny kochana :)
Pozdrawiam.
Hej! Przepraszam, że nie komentowałam wcześniej ale ostatnio nie za często wchodzę na blogera :( . A teraz bardzo tego żałuję, bo nie przeczytałam wcześniej tego świetnego rozdziału. Mi również szkoda Evy i mam nadzieję, że w najbliższym rozdziale wszystko się ułoży ;). Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak wspaniale opisałaś emocję głównej bohaterki. Aż mi się samej zrobiło smutno. A co do Twojego komentarza pod moim postem na blogu, to mam nadzieję, że nie będziesz zła jeśli odpowiem Ci tutaj. Postaram się zastosowac do twoich rad i na pewno powiadomię Cię o następnym poście :) . Ale jak słusznie zauważyłaś dopiero co zaczynam, a jest to mój pierwszy blog, także dopiero się ,,oswajam'' z takim pisaniem i możliwe, że nie będę dodawac rozdziałów zbyt często. Wszystkie rady mile widziane.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
Twojego bloga poleciła mi magiczna369. I nie żałuję, że go odwiedziłam. Bardzo fajnie piszesz, opisujesz uczucia i przede wszystkim nie nudzisz, a to jest ważne! Wczuwając się w rolę Evy - ma trudne życie. Mam nadzieje, że po treningach trochę się to zmieni. Oczywiście nie będę cię o to pytać, będę cierpliwa i poczekam na następny rozdział ;) Myślę, że często będę tu zaglądać, więc możesz się spodziewać ode mnie komentarzy ;) pisz jak najszybciej, bo uwielbiam czytać takie blogi ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)