3 czerwca 2015

3.2 "...i kiedy przyjdą dni deszczowe, naucz się przechodzić między kroplami..."



Kiedy wysiadłyśmy dłużej na mnie patrzyła, lecz po chwili uśmiechnęła się ciepło. Wchodząc na werandę rozejrzałam się po całym obejściu. Była cala z drewna, kiedyś pewnie lśniła bielą i czystością, lecz teraz czas ją zniszczył. Jednakże trzymała się dobrze, mimo, że przy stawianiu kroków skrzypiała. Drzwi wejściowe prowadziły do wąskiego korytarza, gdzie zmieściła się szafeczka na buty i wieszaki na kurtki. Dalej po lewej wchodziło się do większego pomieszczenia.
- To nasz salon, razem z dziadkami spędzamy tu większość wolnego czasu - mruknęła Cat, stając za moimi plecami. Skinęłam głową w stronę starszych osób siedzących na kanapie.
- Dzień dobry - przywitałam się, odwracając potem w stronę przyjaciółki.
- Dziadku, babciu to jest Evy. Moja przyjaciółka, pomieszka z nami, prawda mamo? - odezwała się z uśmiechem na twarzy. Jej mama pozostała chwilę nieruchomo nim się odezwała
- Dobrze, dziewczyny. Ale pamiętaj o czym wcześniej rozmawiałyśmy - odwróciła się i ruszyła do kuchni. - Za pół godziny widzę was w kuchni - orzekła i już jej nie było.
- Super. Chodź Evy, będziemy razem w moim pokoju spać - mruknęła Cat ciągnąc mnie za ramię. Weszłyśmy na górę, gdzie znajdowała się mała łazienka z prysznicem, pokój Cat i sypialnia jej matki.
- Ładnie tu masz - westchnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Dobrze urządzony, tak minimalistycznie, że było dość sporo miejsca na postawienie jeszcze dodatkowego łóżka. Dziewczyna popatrzyła na mnie sceptycznie, lecz ja mówiłam dalej. - Na prawdę, podoba mi się. Nie lubię jak w pokoju jest dużo niepotrzebnych szpargałów, które tylko się kurzą, zajmują miejsce i nie są przydatne do niczego.
- Dzięki - uśmiechnęła się promiennie. - Nie masz wiele rzeczy, więc znajdziemy coś w mojej szafie.
- Okej. - Mruknęłam, przysiadając na łóżku.
- Powiedz, kiedy masz zamiar trenować z nim - zagadnęła, przeszukując szafę.
- Zaczynam za tydzień - odpowiedziałam. - A co, chcesz popatrzeć?
- Jasne.
- Tylko się nie przestrasz, on umie latać, jest miły, ale czasem pokazuje, że może być śmiertelnie poważny i groźny - przedstawiłam jej pokrótce osobę Azazela. - I niech cię nie zmyli jego potulny uśmiech. Pozory mylą, jak to nieraz mama mi mówiła. Ale nie martw się. Nic ci nie zrobi w mojej obecności - dodałam, chichocząc lekko, na widok jej zdezorientowanej miny. Jakiś czas potem usłyszałyśmy wołanie mamy Cat i zeszłyśmy na dół na posiłek. Rozmawiałyśmy przy tym i śmiałyśmy jak rodzina. Poczułam ukłucie w sercu, na samą myśl o mojej mamie. Byłam rozdarta między nimi. Nie chciałam zrywać kontaktu z Cat, tak samo jak z moją rodzicielką nie chciałam się kłócić, bowiem, wiedziałam, że zawsze kiedy szłam do szkoły i z niej wracałam, martwiła się. Zawsze pytała, czy nic się nie stało, ale od pewnego czasu się zmieniła. Nie zadawała tych pytań. Była milcząca i bardziej zamyślona.

Nawet nie spostrzegłam się, a tydzień u Cat minął jak z bata strzelił. Na spotkanie i pierwszą lekcję z Azazelem miałam się stawić w parku, przy fontannie. Tak też zrobiłam, a towarzyszyła mi moja przyjaciółka, ciekawa jak wygląda anioł.
- Punktualna - odezwał się ktoś zza naszych pleców. - Bardzo dobrze. Kto to? - spytał anioł, przystając o kilka kroków od nas. Cat obserwowała go cały czas, wpatrując się w niego jak w obrazek. Nie odzywała się przez chwilę.
- To jest Cat, opowiadałam ci o niej. Cat poznaj mojego mentora, Azazela - odezwałam się, wyrywając ją z jej myśli.
- A, ehm, miło mi - jęknęła, lekko czerwieniąc się na twarzy.
- Zatem zaczynamy od podstaw walki białą bronią - mówił, a ja słuchając przypatrywałam się rożnym rodzajom mieczy, które nagle pojawiły się przede mną. Niektóre były długie i cienkie, inne szerokie niczym tasak i krótkie, jedne zębate, jeszcze inne o klindze wijącej się niczym wąż, lub proste jak średniowieczny miecz, katany i ich krótsze formy, szpady, dzidy i wiele innych. Moim zadaniem było obronić się przed jego atakami taką bronią, jaką sobie wybrałam. Kiedy tylko moje palce zacisnęły się na katanie o srebrnym jak księżyc ostrzu, on zaatakował. Z ledwością zrobiłam unik i poturlałam się dalej od niego pod fontannę. Jednak Azazel szybko podskoczył do mnie i zadał cios na głowę, co zablokowałam moją kataną. Odepchnęłam go od siebie, używając więcej siły i zaatakowałam, tnąc po przekątnej od lewego ramienia do prawego biodra, ale nie zrobiłam mu nic, bowiem ostrze nawet go nie sięgnęło. Zaczęłam dźgać, ciąć i czasem było słychać dźwięk krzyżujących się ostrzy. Na początku nie czułam zmęczenia, lecz po jakimś czasie, moje ręce jak i nogi zaczęły domagać się odpoczynku. Moje ruchy zrobiły się wolniejsze i dające się z łatwością odparować. W końcu podciął mi nogi tak, że upadłam na ziemię i miałam już ostrze przy gardle.
- Jak na początek, to poszło ci dość nieźle - pochwalił mnie anioł, podając mi dłoń przy wstawaniu. Jednak nie ustałam długo, zwalając się na ziemię ponownie. Ledwo łapałam oddech, trzęsąc się ze zmęczenia i wysiłku.
- Dzi-ęku-ję - wysapałam, starając się uspokoić moje walące z szybkością geparda, serce. Nic więcej nie powiedziałam, gdyż nie maiłam na to ochoty. Byłam wykończona. Cat tylko patrzyła z podziwem, wachlując mnie złożoną kartką papieru.
- Jutro o tej samej porze - zakomenderował Azazel i zniknął, tak jak się pojawił. Zdążyłam tylko pokiwać głową, że się zgadzam.
- Evy, jej, jesteś jak z galarety - mruknęła rozbawiona ruda, trzymając mnie pod ramię i prowadząc do ciężarówki.
- Też... byś... tak... wyglądała... - jęknęłam, nieco uspokojona. - Nie mam wprawy jeszcze, ale dam radę - dodałam, po krótkim milczeniu, pewniejsza o powodzeniu treningu. Zapomniałam o troskach i kłopotach w domu, od teraz moje myśli były jedynie przy ćwiczeniach z Azazelem. Musiałam dać z siebie wszystko, jeśli chciałam mieć jako takie normalne życie i dać poczucie bezpieczeństwa mamie. Następnego dnia zadzwoniłam do niej i chwilę porozmawiałam, tłumacząc gdzie jestem i starając się nie bardzo z nią kłócić. Niestety nie wyszło tak jak zamierzałam, bowiem nakrzyczała na mnie, że tak bez słowa opuściłam dom, że ponownie spotkałam się z Cat, mimo zakazu. Musiałam się rozłączyć. Przez to tylko się rozżaliłam i smutna poszłam na kolejną lekcję walki mieczami. Azazel szybko zauważył mój nastrój i po opowiedzeniu powodów, pocieszył. Długo trenowaliśmy i tak samo jak za poprzedniego dnia, wracałam cała obolała i z naciągniętymi mięśniami.

Jednakże po tygodniu mordęgi, przestawałam odczuwać zmęczenie. Stałam się nieco szybsza i mogłam już kilka razy przewidzieć z jego postawy, gdzie planuje zaatakować, za co pochwalił mnie niejednokrotnie. Wiedziałam, że nie mogę jeszcze usiąść na laurach i traktowałam to, jako zachętę do dalszych postępów. Czasem też i Cat walczyła z nim, lecz przerywała zmęczona, a ja ją zastępowałam.
- Jestem w pełni zadowolony z toru jaki obrałaś podczas naszych sparingów - odezwał się kiedyś, podczas odpoczynku. - Evangeline, pewnie już zauważyłaś, że nie męczysz się tak jak za pierwszym razem, możesz biegać na dłuższe dystanse, nie dostając nawet zadyszki, czujesz siłę, która jak krew, krąży po twym ciele - na to wszystko kiwałam tylko głową, wpatrując się w płomienie małego ogniska, które rozpaliliśmy w prawdziwej głuszy puszczy. Oczywiście zapewniliśmy sobie prywatność jak i bezpieczeństwo, by nie wzniecić pożaru. - Teraz zajmiemy się nauką twojej siły umysłu. Będziesz musiała stawiać mi opór, kiedy będę próbował wedrzeć ci się do głowy i próbując tam namieszać. Potem zaczniemy z magią jaką posiadasz w sobie, dowiemy się też nad jakim żywiołem panujesz. - Mówił dalej a ja czknęłam ze zdziwienia. "Ja mogę panować nad jakimś żywiołem?" - żachnęłam w myślach.

Nawet nie ostrzegł, kiedy wszedł w moje myśli. Z początku nie wiedziałam o co chodzi, lecz potem poczułam się bardzo dziwnie, jakby ktoś zaczynał przekładać i mieszać wszystko. Zrobiło mi się niedobrze, gdy ujrzałam jak we śnie, kałuże krwi rozpływające się po podłodze w kuchni. "Tak było w moim śnie" - przeszło mi przez myśli. Zacisnęłam powieki, chcąc wymazać ten obraz, lecz on jak na złość, stawał się wyraźniejszy, czułam metaliczny odór posoki oraz lepkość na nasiąkających skarpetkach. "Stop, to nie dzieje się naprawdę" - starałam się sobie to wmówić, lecz z marnym skutkiem. Jednak nie to było najgorsze. To, co zobaczyłam potem, przyprawiło mnie o odruch wymiotny. Widziałam ciało mojej mamy zbrukanej w jej krwi, rozerwane gardło ziało ciemną dziurą, w oczach widziałam strach i ból, reszta ciała była tak zmasakrowana, że z trudem rozpoznawałam gdzie są kończyny, a gdzie tułów. Potrząsnęłam głową tak gwałtownie, że aż strzyknęło mi w karku. Lecz makabryczny obraz nadal miałam przed sobą.
- Nie - jęknęła, płacząc i wijąc się na ziemi. - NIE!!! - wykrzyknęłam i wtem wszystko co widziałam, zniknęło.
- To była tylko próba - rzekł cicho Azazel. - Przepraszam, ale musiałem wejść głębiej byś teraz pojęła, jak ważna jest ta lekcja i następne. Jeśli twój wróg dostanie się do twojego umysłu i wyciągnie twoje najgorsze obawy na światło dzienne, jesteś martwa. To co widziałaś, to moja zmieniona nieco wersja twojego snu.
- Nigdy... tego... nie... przywołuj - warknęłam rozdygotanym głosem. Moje oczy stały się czarne z płonącymi źrenicami.
- Jak sobie życzysz. Podczas naszych kolejnych spotkań, postaram się wyciągnąć z ciebie coś innego, będziesz musiała mnie albo powstrzymać od tego, albo sprawić, że obrazy nie będą miały najmniejszego wpływu na ciebie. Jutro pokażę ci jak się za to zabrać. Teraz odprowadzę cię do domu i odpocznij przed jutrzejszym dniem. Musisz się zrelaksować i rozluźnić. Zacznij od dziś przez godzinę medytować w ten sposób - rzekł, tak jakby nic się nie stało, siadając po turecku, dłonie opierając na kolanach ze złączonym kciukiem i palcem wskazującym. - Siedź prosto, z zamkniętymi oczami, oczyść umysł ze wszystkich myśli i wsłuchaj się w siebie. Zapomnij o tym co widziałaś, co słyszałaś. Co mówiłaś, jak się zachowywałaś. Otocz się ciasnym, niewidzialnym murem i poczuj swoją moc i siłę - radził, a ja starałam się zapamiętać o tym, co mi przekazywał. Chłonęłam wiedzę jak gąbka, z chęci jak i przymusu.Bowiem nie wiedziałam co mnie może spotkać za rogiem ulicy, czy w sklepie lub klubie, gdzie nieraz udawałam się z Cat. Teraz robiłam to rzadziej, gdyż ćwiczenia z aniołem pochłaniały cały mój wolny czas. Jakby nie było, do szkoły nadal uczęszczałam. - Proszę, ta książka ci pomoże zrozumieć kim jesteśmy - wręczył mi jeszcze dość gruby tom, oprawiony w szkarłatną skórę. - Nie pokazuj jej nikomu, jest tylko tobie przeznaczona - dodał, nim odszedł. Wchodząc do pokoju Cat, rzuciłam się natychmiast na łóżko i zasnęłam od razu.

Kolejne dni były bardziej wykańczające niż kiedy walczyliśmy na miecze. Nie wiedziałam, czy robiłam coś dobrze, czy źle. Sam Azazel nic mi nie mówił, więc się nieco opuściłam w ćwiczeniach. Z mamą rozmawiałam sporadycznie. Kiedy dzwoniłam, czasem odebrała, czasem nie. Postanowiłam ją odwiedzić, a o pomyśle powiadomiłam Cat, która się ucieszyła z tego powodu. Pojechałyśmy tam zaraz po obiedzie. Kiedy już Cat stanęła na podjeździe, wysiadłam z samochodu pełna obaw jak mama mnie przyjmie po tak długiej rozłące. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do drzwi.
Usłyszałam jakieś odgłosy za nimi i wtem stanęłam oko w oko z kimś zupełnie mnie obcym. Był to wysoki i szczupły mężczyzna, w wieku mojej mamy, o bladej cerze i brązowych, sterczących na wszystkie strony włosach. Miał na sobie jasne dżinsy i koszulę w niebieską kratkę. Stał tak i patrzył na mnie nonszalancko.
- Ktoś przyszedł? - spytała mama, wychylając się zza futryny i zamarła przez chwilę w bezruchu. Obie patrzyłyśmy sobie w oczy, milcząc. Poczułam się dziwnie. Odwróciłam się i bez słowa odeszłam do ciężarówki.
- Cat, ja nie mogę tam wejść. Odjeżdżaj proszę - zaszeptałam najciszej, starając się przełknąć rosnącą w gardle gulę. Skuliłam się w siedzeniu, tak bardzo zachciało mi się płakać, że nawet nie zwracałam na to, co się działo. Wtem z domu wyskoczyła moja rodzicielka, machając do mojej przyjaciółki.
- Twoja mama chyba jednak chce z tobą porozmawiać - mruknęła Cat, głaszcząc mnie po plecach. Poderwałam głowę z niedowierzaniem w oczach. Stała obok drzwi i lekko się uśmiechnęła.
- Wejdziesz do domu Evy, chciałabym ci przedstawić kogoś - zaszeptała, wskazując wzrokiem nadal stojącego w wejściu faceta.

Wahałam się przez dłuższą chwilę, lecz moja ruda przyjaciółka pokiwała głową, że powinnam pójść.
- Ale Cat idzie ze mną - odpowiedziałam po namyśle. Mama zgodziła się i poprowadziła nas do środka. Dziewczyna zaczęła się rozglądać po wystroju wnętrza. Na korytarzu stała teraz mała szafeczka na buty, nad nią wisiało lustro a obok wieszaki na kurtki. Dalej znajdowały się schody prowadzące do mojego pokoju i łazienki. Kiedy znalazłyśmy się w salonie, razem z Cat zajęłyśmy kanapę, mama i nieznajomy usiedli na fotelu, naprzeciw nas.
- To może ja się przedstawię - zaczął, uśmiechając się i lustrując moją osobę. - Jestem Georg McMillan. Znam twoją mamę od dłuższego czasu, ale wcześniej nie mieliśmy okazji się poznać. - Mówił, co jakiś czas spoglądając na kobietę siedzącą obok niego, czasem dotykał jej ramienia, lekko ściskając. Jakby dodawał jej otuchy.
- Rzeczywiście - odparłam sucho. - Aczkolwiek miło mi cię poznać. Jestem Evy. - Dodałam, czując lekkiego kuksańca od Cat, na co ta zachichotała cicho.
- Może się napijecie czegoś? Nie jesteście głodne? - spytała mama.
- Ja nie jestem głodna - mruknęłam. Jakoś nam rozmowa się nie kleiła. Chciałam porozmawiać z nią ale na osobności. Ruda od razu pojęła czego potrzebuję.
- Jeśli nie sprawi to pani problemu, to napiłabym się herbaty - zaproponowała uprzejmie ruda.
- Nie. Nie sprawi - odpowiedziała mama i wyszła do kuchni. Cat szturchnęła mnie w bok, przez chwilę myślałam, że robi to specjalnie. Lecz widząc jej spojrzenie, załapałam i również wyszłam, zostawiając ją z Georgiem.
- Mamo, możemy porozmawiać? - spytałam cicho, przystając przy stole.
- Siadaj. Powiedz, jak ci idzie w szkole? Nie masz problemów?
- Nie, wszystko jest w porządku. Ja...
- Przepraszam cię Evy. Tamten okres nie należał do lekkich. Poznałam Georga, dużo razem przebywaliśmy i zaniedbałam cię - przerwała mi, mocno do siebie tuląc. - Moja mała perełko. Tak mi ciebie brakowało. Teraz wiem, że Cat to dobra osoba. Widzę jak na ciebie działa. Myliłam się co do niej. I to bardzo. Wrócisz do domu? - Mówiła, mocniej przyciskając do siebie.
- A mogę?
- Skąd to wahanie? Wiesz, że tak. Zawsze kiedy nawet będziesz już daleko ode mnie i może założysz własną rodzinę, moje drzwi zawsze będą stały dla ciebie otworem i będę czekała na twoje przyjście.
- A kim on jest? Czy wie o mnie?
- Nie ma nawet bladego pojęcia. I niech lepiej tak pozostanie. Kiedyś spotkaliśmy się w sklepie na zakupach. Zgubiłam wtedy portfel i on go odnalazł. Potem zaprosił na kawę i tak się zaczęło. Nie podoba ci się to?
- Mamo, masz prawo do szczęścia. Jeśli coś do siebie czujecie, to cieszę się z tego. Widzę, że nie jest oschły, jak tamten. Ale co będzie jeśli kiedyś dowie się prawdy o mnie? Czy zaakceptuje to jaka jestem?
- Myślę, że byłby w stanie to zrobić. Kiedy uciekłaś z domu tak nagle, on kilka minut potem zadzwonił. Mówił, że jakby wyczuł, że jest mi źle i po rozmowie zaraz przyjechał. Mówił, że w końcu przyjedziesz i będziemy rodziną. - Odpowiedziała, nalewając herbaty do szklanek i nakładając ciasta na tacę. Potem weszłyśmy do salonu w pogodniejszych nastrojach i usiadłyśmy na swoich miejscach. Po chwili znalazły się też tematy do omówienia i kiedy zapadał wieczór, Cat musiała wrócić do domu.
- Widzisz, nie było tak źle. Ten facet też jest niczego sobie - mruknęła ruda, przystając przy samochodzie. - Spotkamy się jutro w szkole i opowiesz mi jak minęła ci reszta wieczoru, okej?
- Masz to jak w banku - potwierdziłam, ciesząc się w duchu, że mama w końcu zaakceptowała Cat.
- A powiesz jej o treningach?
- Na razie nie mogę - westchnęłam. - Azazel zabronił. Poza tm to byłoby dla niej ciężkie do przyjęcia i możliwe, że byłaby narażona na niebezpieczeństwo.
- Jak uważasz. Ale moim zdaniem powinna wiedzieć - dodała dziewczyna, wsiadając do szoferki. - To do jutra. - Pomachała mi na odchodnym i odjechała. Ja wróciłam do domu, zadowolona z całego zajścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź zamaskowanym ninja, pokaż swoje zaintersowanie komentarzem.